Terapię opisać można, według mnie, metaforą ziemi i dbania o ogród. Dlaczego takie porównanie? Każdy z nas jest na początku takim ogrodem – żyzną ziemią, na której z czasem wyrastają rozmaite rośliny – kwiaty, drzewa, krzewy układające się w rozmaite formy. Gdy rośliny wzrastają, równocześnie zachodzą w naszym ogrodzie inne procesy – pojawiają się rozmaite mikroorganizmy, czasami ziemia wysycha, lub też jest zalewana. Niekiedy też – nieodpowiednio zadbana – wyjaławia się, przestaje być urodzajna, staje się siedliskiem szkodników, wyrastają na niej chwasty i inne ekspansywne rośliny, zakłócające pierwotną harmonię naszego prywatnego ogrodu. Tak stało się w moim przypadku.
Terapia jest jak proces przywracający takiemu ogrodowi to, co pierwotnie piękne, harmonijne i w zgodzie z jego naturą. Pomogła mi najpierw objąć świadomością mój kawałek ziemi, potem, w długim procesie, przyjrzeć się w moim „roślinom” – zachowaniom, emocjom, zasobom, ograniczeniom oraz nawykom. Niektóre z nich – choć pozornie nieszkodliwe i dobrze znane, w swej istocie okazywały się podstępnymi chwastami, utrudniającymi dalszy rozwój i powodującymi choroby. Inne, trudne czasami na pierwszy rzut oka do docenienia, wyrastały na warte dalszej pielęgnacji piękne kwiaty. Cały proces porządkowania mojego ogrodu sprawił zaś, że to, co stanowi fundament do dalszych działań – ziemia – została przepracowana, naturalnie użyźniona, objęta troską. Z powrotem stała się żyznym materiałem, mogącym stanowić podłoże do wielu dalszych działań.
Taką poruszoną ziemię i uporządkowany, świadomy swego bogactwa i ograniczeń ogród, która odzyskuje swą pierwotną naturę-tożsamość, dała mi właśnie terapia. Zmieniła przypadkowy, zaaranżowany pośpiesznie, czasami także mocno zachwaszczony i nieurodzajny ogródek w mój ogród, w którym czuję się dobrze, swobodnie, bezpiecznie i z którym z odwagą mogę planować przyszłość. Terapia nauczyła mnie także trudnej sztuki akceptowania rzeczy i spraw, na które nie mam wpływu – tak, jak nie mamy wpływu na deszcz czy słońce – a które bardzo chciałabym kontrolować.
Proces terapii jest jak dbanie o ziemię – bo to, co zrobiłam dla niej, dla siebie poprzez moją pracę i zaangażowanie z czasem wydało plon, sprawiło, że w moim życiu rozkwitły nowe emocje, myśli, cele. A terapeutka? Jest dla mnie niczym mądra ogrodniczka, który wspierała mnie w przeprowadzeniu tego całego procesu, wskazywała, gdzie mogą kryć się chwasty i na co zwrócić uwagę przy planowaniu kolejnych etapów prac. Była oparciem, kiedy zrezygnowana gotowa byłam się poddać i porzucić pracę. Pomagała też rozpatrzeć się w bogactwie roślin i wybrać te najbardziej pasujące do mojego ogrodu. Była towarzyszką, nauczycielką, podsuwającą nie gotowe rozwiązania, ale narzędzia, dzięki którym mogłam przeprowadzić część prac, a w przyszłości, już samodzielnie, będę mogła dalej świadomie kształtować swój ogród i odpowiednio o niego dbać. 🙂
Agnieszka, 32 lata, filolog